czwartek, 29 kwietnia 2010

Piątek, 30 kwietnia 2010

Mało spałem. Uświadomiłem sobie dziś w nocy, że nie dam rady ukończyć drugiego tomu na czas. (na boską interwencję nie liczę)
Nie spałem, mimo, że od 19tej pisałem piąty rozdział, podążałem za Maxem w Mieście… opisywałem dialogi z Johnym i Verą i w pewnym momencie postanowiłem sprawdzić, czy Johny w ogóle był na Liście Bobera. Nie znalazłem ani nazwiska, ani pseudonimu. Nic. Postać całkowicie fikcyjna? Zacząłem grzebać w notatkach z 2001 roku, bo już tam robiłem podział na postacie ważne, które na pewno wejdą do powieści i znów nie znalazłem. Nadal nie wiem, skąd się wziął Johny. (nie mylić z Johnym B.)
Wyłączyłem muzę, ściągnąłem słuchawki i dłubałem oczami sufit. Nic. Po pierwszej w nocy (a przecież wstawałem na Poranek) odnalazłem szkic formy tego rozdziału, który robię zawsze przed właściwym pisaniem. I co? Tam już długowłosy blondynek był. Znów wróciłem myślami do Trenton i wtedy dopiero się zaczęło. Podzieliłem na szybko wątki główne i nadal są trzy: policyjny, obyczajowy Koleś – Pastuch i Max w Krainie.
Nie mogę (nie będę) mógł znów posłuchać redaktorów, i skupić się na jednym torze, by powieść nie stała na dwóch (prawie przeciwstawnych) nogach. To jest apromocyjne i asprzedażowe. Niestety to wszystko jest ważne. Jest ściśle ze sobą powiązane. Nie wiem jak to będzie.

środa, 28 kwietnia 2010

jestem w Krainie... podążam za nim...

Dzisiaj mocno poszedłem do przodu. Pracowałem nad piątym rozdziałem. Zmieniłem konstrukcję i sam moment przybycia Maxa do Miasta. Muszę na wszystko uważać. Aż strach pomyśleć, ale tyle samo zaglądam do pierwszego tomu, co do notatek i do mych wskazówek. Jestem dziś na plaży. Jak Max poznał Johnego i Verę. Johny to długowłosy chłopak, który tak zaimponował Maxowi… miło się pisało. Cisza w domu. Spokój, nic nie przeszkadza i nie przywołuje… cudowny stan.
Dziwna jest świadomość Maxa, świadomość miejsca w którym jest ponownie, i posiadając taką wiedzę, często o tym zapomina, ale to co się stanie z długowłosym blondynem przerwie tę sielankę. Ale Vera pozostanie. Smukła, długowłosa czarnulka z przyciętą nad brwiami grzywką…

wtorek, 27 kwietnia 2010

powoli wracam do Krainy

Ciężko się pisze wśród tej codzienności… ciężko gdy za oknem jest słońce albo pada deszcz… ktoś chodzi i mówi… ciężko się piszę w ciągu dnia, kiedy ciągle ktoś tu obok jest…
Wracam jednak powoli do Krainy. Wracam śledząc każdy jego krok, tracąc czas na pytaniach, dlaczego on to zrobił… nie znajduję bezwzględnej odpowiedzi ani w jego listach, ani jego czynach… tropię go według tego, co zeznawał doktorowi Morrow’i. Pamiętacie, po wybudzeniu do Maxa sali przyszedł podwładny Ayersa. To był właśnie – doktorek – jak nazywał go zdrobniale Max. To od Morrow’a jest najwięcej informacji z tego co przeżył Max. /rozdział 25 strona 688/
W „Woodward’zie” nie było czasu i miejsca by się na tym skupić. Ale Max Woodward opowiedział Morrow’i wiele. Bardzo wiele.
Czytam te linijki i ciśnienie skacze mi dwukrotnie. Myślałem, że wiem o Krainie najwięcej z mitów Drwali Losu, ale notatki Morrow’a to kopalnia wiedzy. Max mu wszystko opowiedział, albo Max po prostu spisał to wszystko i dał to Morrow’i. Gdyby okazało się, że istnieje jeszcze dziennik Maxa, w którym opisał Krainę i Drwali. W którym opisał procedury Komory Ciosania. Póki co muszę zadowolić się notatkami Morrow’a.

poniedziałek, 26 kwietnia 2010

niech duch będzie Prezydentem

nie mogę uwierzyć... choć wierzę w wiele niestworzonych rzeczy. Nie mogę po prostu uwierzyć, że brat się nie zatrzymał. Nie wierzę, że ten ktory odszedł, chciałby, aby jego duch stanął znów między Polakami. Między mną, a tymi innymi. Słucham tej deklaracji politycznej Brata i nie mogę uwierzyć w sprawie tej kandydatury... Chryste wybacz... pewnie grzmisz w ogóle, że w sprawie politycznej się wypowiadam, ale tym razem nie o żadną politykę mi chodzi, - jakże trudno mi już teraz młodszemu synowi wytłumaczyć 3 rozbiory polski plus czwarty 17 wrzesnia, ale co mam powiedzieć teraz patrząc na brata, który zwołuje duchy Smoleńska... co mam powiedzieć memu synowi, który pyta o prawdę i wojowników, za których mam wszystkich polaków. Chryste, dlaczego ta kampania jest znów kampanią z duchami... dlaczego? Niech ten Brat zostanie już prezydentem... naczelniku z Komorowa odpusć. niech Brat zostanie Prezydentem Duchów. Niech duchy głosują na Niego.

Zaginięcie bliskiej osoby.

Jak wypełnić stratę po Jolandzie. Czym ukoić ból, który przypala resztki wspomnień… zacierając jej promienny uśmiech. Jolando gdzie jesteś, pytam się w duchu, po czym wychodzę na ulicę i zaczepiam przechodniów. Czy widziałeś Jolandę… czy słyszałeś jej donośny głos… ale nikt jej nie widział. Zaczepiam patrol straży miejskiej, pokazuję zdjęcie Jolandy… tłumaczę i proszę o pomoc… oni pytają, czy chcę zgłosić zaginięcie osoby? Tak chcę. Zaginięcie bliskiej osoby.
Pewnego dnia usłyszałem, jak jej współpracownik powiedział do niej: Joli… tak powiedział o naszej Jolandzie. Teraz tak właśnie o niej myślę. Przywołuję ją cały czas, kiedy siedzę przy kolacji i muszę sam wstać po widelec… po dodatkowy talerzyk… wchodzę do sklepu i staję przy dziale monopolowym i godzinami wpatruję się w rzędy butelek wina… czerwone – białe, czerwone, białe…. Bo to Ona mi je przynosiła. Ona… Jolanda. I myślę już jak ją sprowadzić tutaj, do Warszawy… już zaczynam kwestować pod Bristolem, w nadziei że wyjdzie, bo akurat będzie na jakimś sympozjum (powiedzmy obsługi trudnych gości). Ale Ona nie przychodzi. Jej nie ma… czuję się jakbym coś bezpowrotnie stracił i szukam miejsca, gdzie mogę zgłosić: Zaginięcie Bliskiej Osoby.

sobota, 24 kwietnia 2010

myślę

Siedzę przy kamerze i myślę sobie o świecie… przed chwilą był u nas Sławomir Idziak i mówił o kompozycji, o rozpoznaniu rzeczywistości… siedzę i myślę, którędy dalej iść. Nie pisałem „Syna Bobera” ponad dwa tygodnie. Mam już spore zaległości. To wszystko bardzo dziwnie na mnie działa. Otacza mnie jakaś maź. Już coraz trudniej mi się oderwać od bieżącej przestrzeni. Jeszcze niedawno, wystarczyło że wyciszyłem się, zapaliłem lampkę, cicho jakieś nutki i już się przenosiłem do Krainy. Teraz jakaś siła mnie mocno dociska i nie wypuszcza. Skupiam się na Maxie i coraz trudniej mi zrozumieć i wyjaśnić, jaki miał stosunek do siebie po tym co zrobił. Jak sobie to tłumaczył. Jaki miał do tego stosunek…
Siedzę i myślę.

czwartek, 22 kwietnia 2010

po wygnaniu

jestem już w kraju, pozbieram się trochę i spojrzę w korespodencję i analizy. Dużo tego, więc chwilę to zajmie, ale są nowie wiesci o matce Woodward'a. Jutro już dojdę do siebie (chyba).

niedziela, 11 kwietnia 2010

prezydent mojego kraju... pan Lech Kaczyński

Ale dzisiaj, po zdjęciach pojechałem z rodziną pod Pałac Prezydenta. Długo przeciskałem się, aż w końcu utknęliśmy niedaleko lwów. Stamtąd podałem znicz… powędrował do harcerzy i na moją wielką prośbę, został postawiony. Ale myślę o czymś innym. Pan Lech Kaczyński nie był prezydentem, na którego oddałem swój głos. Kiedy objął swe rządy byłem tym, który myślał, że mogło być inaczej… Teraz, po tym co się stało, patrzę na tych, którym tak samo leją się łzy… i rozumiem tych, którzy wybrali tego pana Lecha Kaczyńskiego. Zrozumiałem, że mimo tego, że wybrała go inna część Polski, to Polski prezydent. Więc musi być także moim… kilka minut temu prezydent Lech Kaczyński wrócił ze Smoleńska do Polski. Do Warszawy. Stałem przed telewizorem i tak brakowało mi ostrości…

sobota, 10 kwietnia 2010

Prezydent nie żyje

Byłem przy tym… tak blisko. Podniosłem się z krzesła, kiedy wydawca Poranka Maciej Słomczyński, kilka minut przed 9tą zawołał wszystkich do reżyserki. Drżała mu ręka, ledwo utrzymająca telefon. Oznajmił, że rozmawiał z naszym korespondentem z Katynia i świadek widział, jak prezydencki samolot wybuchł za lasem lotniska w Smoleńsku.
Wydawca nie wpuszczał anteny przez kolejną minutę… emisja przedłużała i dodawała kolejne bloki reklamowe. Posadzono gościa… Wojciech Olejniczak odpowiadał na pytania Kuźniara, ale już wiedzieliśmy. Wydawca czekał na potwierdzenie tej wiadomości z drugiego źródła. Przyszedł serwis punkt 9ta. Beata Tadla czytała informacje, ale wszyscy wiedzieliśmy, że są one już nie do końca aktualne, ale nie mogliśmy jeszcze ich podać… Podczas serwisu, Wojciech Olejniczak, siedząc nadal przy stole, czekając na dalszą część rozmowy, wykonał telefon. Kiedy się rozłączał znów bylimy na antenie... a on już płakał… płakał na antenie.

piątek, 9 kwietnia 2010

wróciłem

jestem, jestem już w Wawie... jestem także tu wsród tych, którzy rozumieją ludzką mowę...

wtorek, 6 kwietnia 2010

nadal 6 kwietnia 2010 godzina 18:48

– Co się dzieje? Co mi chcesz powiedzieć? – zbliżyłem się, wyciągnąłem rękę do kręgów. Cofnął się nerwowo… – Sagasie. Widzisz przyszłość? Prawda, widzisz?
– Otwieraj swoje życie, za każdym podniesieniem powiek. Dotknąłeś tu świata, w którym też są wojny. Traci się największe uczucia. Doświadczyłeś tego i przetrwałeś. Jestem pewny, że już tu nie wrócisz. Dlatego daję ci zgodę na powrót.
Klęknąłem. Nie poruszał się długo. Podszedł w końcu bardzo blisko. Poczułem zapach. Dziwny zapach wilgoci. Wyciągnął dłoń. Kościstą, usianą niebieskimi żyłkami, bladą i pomarszczoną. Położył ja na mej głowie.
– Otwieraj swoje życie, za każdym podniesieniem powiek – i odszedł. Przekroczył Próg Podeptanej Młodości i znikł. Zeskoczyłem na bal. Wszystko ruszyło. Nade mną wieźli ją. Odnajdę cię. Po śladach twoich łez. Smutku woń wskaże ślady twe. Odnajdę cię. Ukochana. Każdej nocy, z tych które doświadczam… czuję ciebie. Ileż musiałem przejść, by tak móc czuć ciebie. Na jaki koniec wszechświata zdryfować, by tak czuć. I tak chcę cię prosić, byś mi wybaczyła, że opuszczam cię. Muszę wrócić, a ty musisz zrozumieć, że odnajdę cię. Jutro, kiedy uda mi się na nowo otworzyć oczy, będę czuć cię tak samo. Wiem, że wszyscy obiecują sobie miłość. Nauczono mnie tutaj, że miłość jest tak bardzo odległa ludziom. Że anielska, czysta jest jedna i cudu trzeba, by ludzie jej nie zniszczyli. By jej nie stracili. Ukochana moja. Nauczono mnie, że mieć to nie wszystko. Że to dopiero początek. Moja ukochana. Pamiętasz naszą noc? Wiem, że to tu się stało, w Krainie… ale nie mam wątpliwości, że to najpiękniejsze i najprawdziwsze, co sobie przekazaliśmy. Tak bym bardzo chciał, żebyś uchyliła powieki i zobaczyła mnie… bo dziś chciałbym być twym aniołem. I może dobrze, że nie możesz odpowiedzieć, bo pewnie byś mnie wyśmiała. Ale nie dziś. Dziś byś była wyrozumiała. Anioły nigdy nie umierają, dlatego możemy dla siebie być nieśmiertelni. Mi. Wrócę po ciebie, bo cię kocham – zamilkłem, bo tak mnie zakłuło, że padłem półprzytomny.

poniedziałek, 5 kwietnia 2010

wtorek 6 kwietnia 2010

Te dziennikowe słowa, traktuję dosyć swobodnie. Nie pisałem nic od pięciu dni. Sprawy mego młodszego syna zabierają mi całą swobodę. Żadnego skupienia i żadnej myślowej wolności. Święta przeszły spokojnie. Nawet słonecznie było na wsi. Trochę się pochyliłem nad blogiem, ale to publiczne dywagowanie na tematy dosyć intymne, także mnie wycisza. Myślałem, że wypocznę i że jakoś mi się poluzuje, ale nie. Ciężar wisi mi w brzuchu, gniecie klatkę. Samopoczucie od środy podłe.
Ludziska komentują co jakiś czas na FB, że blog im się podoba, ale też nie można wciąż o tym pisać publicznie.
Jutro wyjeżdżam do Poznania na dwa dni Kobiety na Zakręcie i dodatkowy, trzeci dzień zdjęć w piątek, ale to pewnie już same scenki. Od niedzieli Portugialia. Cały tydzień na wyspie. Zdjęcia. Później znów Tatry i szukanie śladów wilka. Kwiecień ciężki. (a o maju to nawet nie wspominam).

piątek, 2 kwietnia 2010

odstępuję

odstępuję na czas pewien od opisywania historii pani Wu, gdyż jej mąż niedoszły, oprawca psychiczny - dokopal się do mego bloga i do tego pod folderu DOKUMENt. Poza tym, w Kulisach panuje wielki tłok i nie będę tam opisywal swych postępów nad drugim tomem powieci. Te dziennikowe zapisy będę robił od dzisiaj tutaj. dzisiaj jest 2 kwietnia 2010, godzina 16:50.