wtorek, 31 maja 2011

jeszcze wtedy... był pełny nadziei

W środku było pusto. Poczekalnia wyglądała, jakby zaadoptowaną ją po starej stajni. Na środku stały dwie ławki, odwrócone do siebie tyłem, a po lewej stronie, prawie w samym rogu, było okienko kasowe. Cummings zbliżył się i najwyraźniej jak mógł wycedził po angielsku
- Dzień dobry, szukam drogi do Vierhuizen. Czy pani mnie rozumie?
Tłusta czterdziestolatka podniosła głowę. Na końcu krzywego nosa, ledwo trzymały się duże, jasne okulary.
- Ja pana rozumiem. A czy pan rozumie, że tu nie informacja, tylko tu kupuje się bilety?
Koleś uśmiechnął się.
- A gdzie jest informacja? – starał się być miły.
Kobieta przewróciła oczami.
- Tu nie ma informacji. Najbliższa jest czterdzieści kilometrów stąd!
Koleś zesztywniał. Chciał się zaśmiać, ale elektryczny wzrok kasjerki, trzymał go cały czas na uwięzi. Już miał odejść, kiedy okienko uchyliło się i okularnica wychyliła się. Jej wielki biust przeleciał przez ramę okna.
- Co pan taki łatwowierny? – buchnęła takim śmiechem – Vierhuizen. To niedaleko. Trzy kilosy, szybkim krokiem. Wolnym też trzy! – znów się uśmiała – Do góry, na północ. Jak wam zmarzną gęby, to już będziecie blisko.
- Dziękuję – Kolesia zamurowało.