środa, 23 czerwca 2010

poniedziałek, 21 czerwca 2010

zgoda na wizerunek

Dziękuję za wszystkie maile dotyczące wspólnych poszukiwań figurki. Dziękuję tym, którzy rozumieją fakt, że nie mogę podawać prawdziwych danych osobowych osób, które są zamieszane w tę sprawę.
Rozumiem tych, którym nie udało się zweryfikować ani postaci Maxa Woodwarda ani Cornela Cummings’a. Jak podałem zgodnie z polskim prawem i normami Unii, wszystkie dane osobowe oraz miejsca zostały w powieści zmienione.
Znając polskie prawo i zgodę na wizerunek… wiedząc o tym, nie zastosowałem się do wszystkich tych instrukcji, gdyż mam jako autor publikacji: gradację rzeczy ważnych w faktach i ważnych na przyszłość.
Osoby, które miały do czynienia z figurką albo kimkolwiek z listy bardzo proszę, by nie sugerowały się wpisami na niektórych portalach, że Max Woodward nie przyniesie prawdy, bo nie żyje. Pan Cummings użył takich stwierdzeń, które odsłaniają inną jeszcze stronę tej sprawy. Dlatego gorąco proszę o maile lub inny kontakt. Max Woodward nigdy nie był bazą faktograficzną dla tej historii.
Apeluję, by jeśli ktoś zna fragment prawdy odnośnie losów Jack’a Cappy i jego matki (w powieści Max Woodward i Elizbath Woodward matka z synem w adopcji) i jeśli wypowiada się publicznie, by uwzględniał upubliczniany zakres wiedzy, dopuszczonej poprzez żyjących członków rodziny. Osoby, które na blogach interpretują funkcjonowanie osób żyjących, podlegają jak i ja tej samej ustawie.
Pisać do mnie proszę na: jacek.roczniak@gmail.com

piątek, 18 czerwca 2010

nie miałbym tyle odwagi, by tak zeznać...

Myślałem znów o korzeniu, który Max miał na głowie. Dosyć dużo mnie kosztuje przyjęcie tej części jego zeznań, nawet biorąc za kryterium to, że każdy z tych wątków musi mieć nadprzyrodzony wyraz. Niby nie wierzę. Mam do tego dosyć duży (i naprawdę zdrowy dystans) ale jest coś, co tę perspektywę zawęża. Przykładów lub może porównań równoległych można snuć wiele. Każdy oczytany człowiek wie i słyszał o VooDoo. Bo na pewno każdy słyszał o Jezusie i wstaniu po swej śmierci. Mniej lub bardziej dla niektórych dotkliwie, patrzę w dawną Afrykę. Czarni ludzie… „ciemni” i wierzący w nadprzyrodzony świat. Piszę… dużo piszę… nocami i wczesnym rankiem… chciałem zakończyć tę historię, ale obawiam się, że „Woodward” to będzie jedyna powieść, którą ukończyłem.

niedziela, 6 czerwca 2010

prawda spod powiek

Nie wiem jak uzupełnić informacje, dotyczące pierwszej części tej historii. W pierwszym odruchu doznałem boleści, gdyż nie mogłem pogodzić się z tym, że młody, początkujący lekarz, absolwent wydziału psychiatrii (do niedawna byłem pewny, że psychologii w Yorkshire) że ten młody Thomas David Snake, znalazł się pod willą Banary’ego przez przypadek. Tak myślałem dosyć długo. Wierzyłem w przypadki i zbiegi okoliczności. Ale kiedy naprawdę dowiedziałem się, kto ukradł figurkę Bobera – wtedy zwątpiłem.
Każdy kto mnie zna wie, ile już momentów zwątpienia miałem przy budowaniu tej powieści. Ileż miałem pytań w niekończącej się drodze do prawdy, która umykała między głazami jak nierozdeptany płaz.
Już nieraz miałem taki stan mega zwątpienia, by kompletnie porzucić i nie zamieszczać żadnego z „sensacyjnego” czy „obyczajowego” wątku tej historii. Przecież skupienie się na Mitach Drwali Losu to spokojnie pewnie z dziesięć pokaźnych tomów tej historii świata. Jak do tego dołożymy życie Sagaseńczyka, to już w ogóle jest pełnia.
Jednak jeśli to zacznie żyć tak, jak chcieli tego młodzi ludzie, którzy nieświadomie wybrali się tam!
Cornel Cummings szukając Maxa Woodward’a dotarł do Terence'a. Yotera Terence’a Robinsona. Tylko te fragmenty, przy których był Tony Shepard - są rozpisane jeden do jeden. I gdybym pominął wątek obyczajowy i te kryminalne sieci, to bym nie opowiedział w pełni tej historii.
To nie Pash ujawnił Dzienniki swego ojca. Pisałem i twierdziłem tak dosyć długo. Przepraszam, że wprowadziłem was w błąd. Przepraszam.

Pisać do mnie proszę na: jacek.roczniak@gmail.com