piątek, 30 września 2011

mało się staram... wiem...

Wiem, że nie piszę. Wiem.
„Syn Bobera” już dawno jest ukończony. Redakcja już na ukończeniu. Mnie nie ma. Nie pracuję nad Ferro. Nie myślę o nim. Mam w głowie tylko Ginące Gatunki. W grudniu premiera… jestem duchem.

wtorek, 23 sierpnia 2011

Syn Bobera


Jakbym czuł, że opuszczam tę planetę. Nie silę się już, by chwycić wszystko w rozłożone ręce. Staram się, ale poszczególne rozdziały Syna Bobera prostują mój kręgosłup. Wypełniają płuca czymś, co stanowi mój życiodajny tlen od tak dawna. Kiedyś potrafiłem korzystać z ludzkiego powietrza. Moje uszy przetwarzały głosy na rozpoznawalną przestrzeń. Teraz to powoli zanika. Ukończyłem już dawno Syna… płynę do trzeciej części… dotarłem już do Ferro… wiem, że muszę zmienić oddech… tu wszystko parzy… wszystko!

niedziela, 21 sierpnia 2011

się wspaniale...

Przeszłość zapowiada się tak wspaniale.
Takie zwykłe dni. Nie mogę już przepraszać. Mam nadzieję, że po premierze „Cervus Elaphus” dojdę już do siebie. Wiem, obiecałem odpowiedzieć na maile. Bardzo się staram. Z tym tchem jest tak jak pisał Max. „Nie potrzebujesz go brać, ale mięśnie przepony wymuszą w obronie… we własnej obronie”. Zatem spróbujmy.

niedziela, 10 lipca 2011

Przepraszam

Dziękuję za maile i wpisy na FB. Bardzo się staram wszystko porządkować i nie zaniedbywać swego bloga, ale praca zawodowa mnie teraz bardzo pochłania. Kończę powoli zdjęcia do dokumentu Ginące Gatunki i przez 18 godzin dziennie, żyję tylko z kamerą, naprawdę w różnych okolicznościach przyrody. Śpię mało, jeśli te dreszcze z zimna i strachu można nazwać snem, ale daję radę.
Jestem teraz trzy dni przy sieci i w cywilizacji.
Odpowiem na maile i poczynię stosowne wpisy.
Pisać do mnie proszę tylko na: jacek.roczniak@gmail.com

piątek, 24 czerwca 2011

maluję...

Zastanawiam się, czym naprawdę może być warsztat. Warsztat składający się ze słów. Do tej pory, zależało mi najbardziej na narratorze, który opowiada tylko to, co widzi. Narrator całkowicie niemyślący. Takie pisanie jest trudne. Kiedy piszę w pierwszej osobie, mogę wyrażać wszystko co chcę i jak chcę. Mój stan ducha podpowiada słowa. Ale przy zimnej narracji, tam gdzie nie ma myślenia, trzeba włożyć wiele wysiłku, by oddać to, co bohater robi lub co zrobić próbuje.
Język to słowa, które mają wytworzyć w twej głowie obraz. Po to piszę. Jeśli pewne zdanie naszpikuję przymiotnikami, jeśli powsadzam w nie porównania lub okraszę przenośniami, wtedy ten obraz zaczyna nabierać nasycenia. Kolory są nasycone. Wyraźne. Czuć od nich ciepło.
Grudniowy koniec dnia rozpalał gazowe lampy tuż po piętnastej. Szklane oprawy ocieplały się w ciągu kilku minut i lądujące płatki, w mgnieniu oka zamieniały się w krople, mknąc w dół kilka sekund, aż do wyschnięcia. Dziewiętnasto wieczny mróz, kneblował uliczne krany i wekował płytkie studnie, nad którymi pochylały się długie, drewniane żurawie.Ale jeśli w drugim zdaniu, pominę wszystkie dodatki i napiszę, że Śnieg padał od rana.
Toż to żadna informacja, a jeśli już, to tylko dla tego, kto ma odśnieżyć chodnik.
Tak się więc błąkam. Myślę i patrzę. Maluję.

niedziela, 19 czerwca 2011

Jurgen Ziller

Jurgen Ziller.
Nie do końca mogę uwierzyć w to, co dzieje się ze Stetchem Milfordem. Po wybudzeniu, w 1860 roku, traci całkowicie pamięć. Staje się Perry’m Mills’em. Pracuje w piekarni. Rozładowuje nocami worki z mąką. W ciągu dnia, konserwuje maszyny. Poproszony o dostarczenie pieczywa do pisarza Williama Scruton’a, odkrywa w sobie, perfekcyjną znajomość niemieckiego. Wikła się w przekład książki i ucieka do Hamburga. Tam jest już Jurgenem Zillerem. Zapada na cholerę. Ktoś podaje mu życiodajną krew i nie pozwala umrzeć. Jego największy wróg…

niedziela, 12 czerwca 2011

Nikczemny powie, że to przeznaczenie...

Prosta historia. Postacie proste, momentami prostackie. Rodziny i ich bieda. Gnuśniejące poczucie winy, że mogłam się urodzić lepiej. Mogłam… i on także mógł, nie wchodzić do tej dorożki. To wybór? Nikczemny powie, że to przeznaczenie.
„Świat nie radzi sobie z ludzkimi sprawami”, to już mam na tapetach w przedpokoju. Doświadczam. Ta dorożka zatrzymała się przed ich domem, wynieśli go. Nie mógł ruszyć ręką. Nie mógł poruszyć nogą. Usta trwały w obrazowym półcieniu. Podnieśli go. Nie, stary siwiec, sam go wniósł do dorożki. Ona była w środku i tylko patrzyła. A potem odjechali, by porzucić go pod szpitalem Cromwell House. Leżał pod bramą, owinięty w koc. To były ostatnie dni lata 1918 roku.

piątek, 10 czerwca 2011

zaczynam pisać

Błąkam się właśnie wspomnieniami po Holloway, londyńskim więzieniu dla kobiet. Oczywiście wspomnieniami Miki Fields, której matka pracowała przy więziennej kuchni. To tam Miki napatrzyła się i nasłuchała od matki, jakich ciężkich zbrodni, mogą dopuścić się kobiety. Jak bardzo los bywa surowy i jak często, musisz z tym losem zatańczyć, by nie owiał cię północnym wiatrem. „Ferro Voo Geo” póki co, przyprawia mnie o zimny pot na plecach. Rozpoznaję te materiały, które udało mi się zgromadzić w 1998 roku, porównuję z tym, co pisałem trzy lata temu… i chyba za dużo myślę. Myślałem, że samo gęste już wylałem w „Synu Bobera”. Tak myślałem, ale myślałem błędnie.
Sama podróż Miki oraz Niemego po Ziemi Voo Geo, jest jak przypiekanie trójfazowym prądem. I do tego ten panicz Milford. Tak, ten właśnie Stetch Milford, który przecież ich rozdzielił. Patrzę. Staram się pisać, ale mogę to robić tylko nocami. Rozdziały nieparzyste są takie cierpkie. Wyzwalają to, czego chyba jeszcze nie czułem. Niby to część tej samej historii, ale to tylko pozory. Tej części, nie można porównać do niczego.

wtorek, 7 czerwca 2011

Siedem ramion bez światła…

Zatem wracam do korzeni. Do pierwszej części tej historii… from the very begining, jak powiedział mi kiedyś Cornel Cummings, kiedy pierwszy raz spotkałem się z nim w Hammersmith.
Patrzę w „Ferro Voo Geo” i wzdycham. Kompletnie inny sposób opowiadania, inne czasy, nieznane postacie, które będę musiał w ciągu roku ożywić. Po ukończeniu „Syna Bobera” nie było ulgi i teraz stało się jasne, dlaczego.
Patrzę w „Ferro…” i ponownie zadaję sobie to pytanie: Dlaczego ja? Dlaczego ja, muszę opowiedzieć tę historię. Dlaczego mały Johny po prostu nie umarł, zabierając ze sobą tajemnicę, którą powierzył mu holenderski więzień.
Patrzę i jestem przerażony!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

kropka postawiona

Dzisiaj, 6 czerwca 2011 roku ukończyłem swą drugą powieść. Kilkanaście minut temu, napisałem ostatnie zdanie. Powieść „Syn Bobera” w swym surowym jeszcze kształcie, posiada 22 rozdziały.
Redakcją oraz pracami literackimi wewnątrz powieści, pokieruje teraz Agnieszka Szymkiewicz.

Nie czuję ulgi. To raczej jest chyba napięcie. Jeszcze kilka dni temu byłem pewny, że tylko dwie strony… i już i już. Ale nie. Nie tak łatwo. Koleś nie chciał się poddać. Walczył tak długo.

piątek, 3 czerwca 2011

kończę powieść... 3 czerwca 2011

Kilka ostatnich zdań. Może dwie strony. Moja druga powieść, kończy we mnie swe czynne życie. Kończę pisanie. Czuję coś innego, niż dwa lata temu, kiedy kończyłem „Woodward’a”. Nauczyłem się przez ten czas opowiadać komuś, a nie tylko pisać. Nauczyłem się sterować życiem bohaterów, w sposób czytelny dla nich samych. Mam nadzieję, że rozumieją się nawzajem, na kartach kolejnych rozdziałów.
Czuję coś takiego miłego. Jestem już w Epilogu, czyli XXI rozdziale. „SYN BOBERA” miał mieć tytuł Lochy Vierhuizen, ale chyba jednak pozostanie tytuł pierwotny. Mam nadzieję, że tym, którzy śledzili losy procesu Andrew Pash’a oraz postępowanie przeciwko doktorowi Thomasowi Snake’owi, nie zawiodą się. Umieściłem obszerne fragmenty tego, co naprawdę wydarzyło się po zaginięciu Maxa.
Kilka ostatnich zdań. Chciałem, by kończyło się optymistycznie, z dłonią ku przyszłości i chyba jednak mi się udało.
Chciałem przeprosić wszystkich tych, którzy oczekiwali ukończenia „Syna Bobera” w zeszłym roku, jednak rzetelne ukończenie wszystkich wątków, przeszło moje najśmielsze oczekiwania i prognozy. „Syn Bobera” jest o wiele większy niż „Woodward” i może to, zrekompensuje to oczekiwanie.

wtorek, 31 maja 2011

jeszcze wtedy... był pełny nadziei

W środku było pusto. Poczekalnia wyglądała, jakby zaadoptowaną ją po starej stajni. Na środku stały dwie ławki, odwrócone do siebie tyłem, a po lewej stronie, prawie w samym rogu, było okienko kasowe. Cummings zbliżył się i najwyraźniej jak mógł wycedził po angielsku
- Dzień dobry, szukam drogi do Vierhuizen. Czy pani mnie rozumie?
Tłusta czterdziestolatka podniosła głowę. Na końcu krzywego nosa, ledwo trzymały się duże, jasne okulary.
- Ja pana rozumiem. A czy pan rozumie, że tu nie informacja, tylko tu kupuje się bilety?
Koleś uśmiechnął się.
- A gdzie jest informacja? – starał się być miły.
Kobieta przewróciła oczami.
- Tu nie ma informacji. Najbliższa jest czterdzieści kilometrów stąd!
Koleś zesztywniał. Chciał się zaśmiać, ale elektryczny wzrok kasjerki, trzymał go cały czas na uwięzi. Już miał odejść, kiedy okienko uchyliło się i okularnica wychyliła się. Jej wielki biust przeleciał przez ramę okna.
- Co pan taki łatwowierny? – buchnęła takim śmiechem – Vierhuizen. To niedaleko. Trzy kilosy, szybkim krokiem. Wolnym też trzy! – znów się uśmiała – Do góry, na północ. Jak wam zmarzną gęby, to już będziecie blisko.
- Dziękuję – Kolesia zamurowało.

niedziela, 17 kwietnia 2011

powtórzyć swoje życie

Kiedyś, może kiedyś, chciałbym powtórzyć swoje życie. Dać włosom, powąchać ten północny wiatr…

poniedziałek, 11 kwietnia 2011

„Co chciałbyś powiedzieć Bogu, gdybyś go spotkał na swej drodze?”

„Co chciałbyś powiedzieć Bogu, gdybyś go spotkał na swej drodze?”
Takie pytanie otrzymał pewnego dnia Cummings, będąc ze swą babcią na kolacji u księdza. To pytanie zaczęło zmieniać świat. Świat młodego, dojrzewającego chłopaka. Cummings, zmuszony do odpowiedzi na to pytanie, udzielił wyczerpującej odpowiedzi. Kilka dni później, rozszyfrował kod 48:12 z jej pamiętników i odebrał Sienne ze szpitala. Ta historia już dobiega końca. Pracuję nad 19tym rozdziałem.

piątek, 8 kwietnia 2011

na miejscu

Obłąkany, to prawie przysłówek, choć wygląda na przymiotnik. Obłąkany to treść mych emocji, którymi nie mogą nakryć wystających za materac stóp. Ta refleksja nie dotyczy kilkunastu pilotów, którzy siedzieli na miejscu jednego, głównego pilota. To refleksja wyboru.

dokumentuję niewidzialne

Pełen ciszy
Jest taki poziom, który nie jest publiczny. Jest tak blisko. Jest bardzo blisko.
Ta historia, poronionej przez przypadek duszy, jest na granicy odsłaniania. Nocami, cały czas piszę. Jestem pełen ciszy.

środa, 6 kwietnia 2011

wtorek, 5 kwietnia 2011

Chęć do innego życia tak niewiele waży, ale tak ciężko ją ukryć…

Czasami byłem tak blisko, ale skrzydła tak długo rosną. Uciskam je pod łopatkami, by nie śmiali się przechodnie… ale wiem, że są już na tyle duże, by mogły unieść moje puste ciało. Chęć do innego życia tak niewiele waży, ale jak ciężko ją ukryć.

odbieram maile

zatem pytam, czy na pewno, chcesz się dowiedzieć już teraz, calej prawdy?

środa, 30 marca 2011

Lochy Vierhuizen

Jest tak, że część którą nazywałem Syn Bobera, powinna nazywać się Lochy Vierhuizen. Nie mam niestety siły, by to wyjaśnić w kilku zdaniach. Nie dałem rady ukończyć powieści na czas. Pierwszy termin miałem na 30 września 2010, a drugi na 30 marca 2011. Dzisiaj jest 1 kwietnia 2011 i potrzebuję jeszcze trzech tygodni. Dostałem je. Rozdziały 15 i 17ty, a więc rozdziały Kolesia, szukającego drogi do Sienne, mają teraz po sześćdziesiąt stron. Nie dałem rady krócej. Nie dałem. Rozdział 18ty, a więc ten, kiedy Max jeszcze żył, jest tak przygnębiający, że kilka razy go kasowałem i pisałem od nowa. Pisałem wciąż to samo. Jego listy tłuką po wszystkim. Prostuję palce nad klawiaturą, by nie zwariować!

Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com

czwartek, 10 marca 2011

ten skurwysyn Bober...

I zacząłem szukać. Wiedziałem, że w Krainie został ten skurwysyn Bober, ale wiedziałem już, że jego ciało musi być tutaj. Gdzieś w szpitalu. Uciekłem z nowego domu. Nigdy nie lubiłem Leeds. Odnalazłem Bobera bardzo szybko.
Kolin, on rozszyfrował reguły awersowe księgi. Nie tylko te zwykłe procedury, które musi rozwikłać każdy Terrus. Bober odczytał reguły awersowe. Pewnie nie masz pojęcia co to znaczy, ale wiedza zastrzeżona tylko dla Drwali, nagle znalazła się w rękach człowieka. Udało mu się to dzięki temu, że dotarł do Krainy, w przeciwnym razie, nigdy by tego nie dokonał. To dało mu szaleńczą moc, o której nie masz nawet pojęcia. Musiałem działać. Reguły awersowe pisane w Krainie na czarnych stronach działają na człowieka, znajdującego się tutaj, w Realu.

niedziela, 27 lutego 2011

czuję jak krzyczę...

Teraz czuję jak krzyczę... zziębnięty ciałem, z pulsującym w gorączce wspomnieniem, które teraźniejszością jest i buty zakłada, w przyszłość krok szykując.

niedziela, 13 lutego 2011

zegar

wiem już, że ten zegar nie odmierza czasu. Zegar jest tylko wskazówką... North wiedział, czym jest odległosć: w pół drogi od życia.

piątek, 11 lutego 2011

fotografia nr 23

http://www.woodward.com.pl/page3teorie.html

środa, 5 stycznia 2011

48:12

ile bym dal, by być na końcu tej tajemnicy...

nie bój się!

Kolorowa.. Nijakość…
Nie bój się! Przykryj się smołą… bezdech na pewno minie… płaski walec wyrówna twoje niedoskonałości. Chciałbyś widzieć więcej? Zmień obiektyw. Okulary… tak… okulary! Mimo to… jednak przykryj się smołą… bezdech na pewno nie minie! Wiesz już czym jest ogniskowa… a może obraz się przemieszcza?

48:12

poniedziałek, 3 stycznia 2011

wariant Sienne Ramones

4 stycznia 2011 roku. Ułożyłem ostatecznie składankę z Sienne Ramones. Dziewczyna Cornela Cummingsa… czy tylko dziewczyna? Pod koniec siódmego rozdziału, kiedy Koleś i Pastuch są przy Cromwell House i próbują wejść do środka, ona przyjeżdża do nich. Chwilę potem zostają napadnięci. Mogłem przyjąć dwie możliwości: pierwsza to taka, że napastnik wyszedł ze szpitala, a druga to taka, że Sienne miała ogon. Ktoś ją śledził i przyjechał za nią. Tę drugą możliwość potwierdza to, że Koleś i Pastuch kończą (budzą się) na posterunku, a Sienne znika. Dopiero kilka dni później zostaje odnalezione jej ciało. Ten wariant wydaje mi się najbardziej prawdopodobny. Ten wariant przyjąłem.
Pisać proszę do mnie tylko na: jacek.roczniak@gmail.com